sobota, 25 grudnia 2010

Dziecko dziesięć miesięcy później

PoliMatka ma sklerozę. Zapomniała o swoim blogowaniu. Ale blogowanie nie zapomniało o niej. W ciągu dziesięciu miesięcy przez trzyosobową rodzinę przetoczyły się kolki, niepewności, zwątpienia, nieprzespane noce, nawały pokarmu i jego niedobory, a po nich nastał era radości, raczkowania, gaworzenia.
Dziecko oswoiło się z nimi, oni oswoili się z dzieckiem, zaczęła się symbioza, co stanowiło miłą odmianę po okresie wzajemnego docierania się.
Trzeba było uwiecznić w internetowych otchłaniach, iż Pola:
1) z 2,5 kilogramowego maluszka zmieniła się w ponad 9-kilowego łobuziaka,
2) nauczyła się swoich pierwszych słów: "Co to?, tato, tot - na kota, cyc - na włącznik światła",
3) korzysta z nocnika,
4) raczkuje,
5) potrafi samodzielnie jeść.
I milion innych rzeczy jeszcze potrafi ta nasza mała dziewczynka, długo by pisać. I Jan Długosz, tudzież jakiś inny Gall Anonim by się nieźle namęczył, by spisać wszystko to, co warto upamiętnić.
PoliMatce serce rośnie z dumy i miłości każdego dnia, gdy na dziecię własnej produkcji (no, i PoliTatka oczywiście też).

wtorek, 15 czerwca 2010

Dziecko

"Dziecko" - pomyślała PoliMatka, gdy pod nos podsunięto jej zawiniątko, z którego wystawała malutka twarzyczka. Twarzyczka, która z miejsca usiłowała złapać ją bezzębną szczęką za nos.
"A więc to dzieje się naprawdę" kontynuowała rozmyślania.
Co prawda mogła przypuszczać, że w czeluściach jej ogromnego brzucha (że był ogromny stwierdziła nawet położna mówiąc: "To bliźniaki? Termin minął? )przez ostatnie dziewięć miesięcy siedziało właśnie dziecko, ale do tej pory nie myślała o nim inaczej niż Aliena. Teraz rzeczona Aliena stała się czymś, a raczej kimś realnym.
Po twarzy potoczyły jej się łzy szczęścia.
W tym czasie PoliTatek stał pod salą operacyjną czekając na wieści. I jemu drżał głos, a z oczu leciały łzy, gdy położna przyniosła mu prawie trzykilowy tobołek.
Zostali rodzicami.
Podobno właśnie zaczęły się schody.
Ale cicho, sza. Oni tego jeszcze nie wiedzieli...